2022-05-12
"Dziś nie da się żyć w Polsce, pracować w moim zawodzie i nie interesować się polskim winem - nie mieć go w karcie, czy na półce sklepu."
Chyba najbardziej zaprzyjaźniony z polskimi winami sommelier świata. Poznawał nasze rodzime winnice i ich gospodarzy jeszcze zanim to stało się modne. Pokazuje, sprzedaje i promuje polskie wina od lat.
Zapraszam do przeczytania rozmowy z Tomaszem Koleckim – Prezydentem Stowarzyszenia Sommelierów Polskich, współtwórcą i przewodniczącym Jury Konkursu Polskich Win w Jaśle.
EnoPortal (Katarzyna Korzeń): Pamiętasz kiedy i w jakich okolicznościach odkryłeś polskie wino?
TK (Tomasz Kolecki): Pierwsze słuchy jakie pamiętam, że chodziły o polskim winie dotyczyły oczywiście Romana Myśliwca. Gdzieś, przy okazji jakichś spotkań jeszcze z Magazynem Wino, ktoś kiedyś przyniósł jakąś butelkę, albo dwie i wtedy chyba próbowałem. A pierwsza degustacja, którą dobrze pamiętam to były dwa wina od Danuty Krojcig. Chyba 2005 rok. Wtedy pracowałem na Burakowskiej, gdzie przysłali próbki, żeby nawiązać współpracę.
EnoPortal: Czy pamiętasz jakich wrażeń dostarczyły Ci te wina?
TK: Wina od Romana były spoko, bardzo pozytywnie je wspominam. To były wina likierowe. Natomiast jeśli chodzi o pierwsze wina od Krojcigów, nie były złe, lecz w porównaniu z tym co prezentują teraz… można powiedzieć, że byli na początku swojej drogi.
EnoPortal: Polskie wino jest przedmiotem Twojego zainteresowania od dawna – jeszcze zanim zaczęło być modne… Dlaczego zacząłeś poświęcać mu uwagę?
TK: To swoista kombinacja dla humanistycznej duszy. Zawsze ciekawią mnie nowe rzeczy i zawsze chętnie dowiaduję się czegoś nowego, żeby być jak najbardziej na czasie. Lubię byś takim trochę mądralą - wszystko wiedzieć i zawsze mieć rację (śmiech). Oczywiście wiem, że to niemożliwe.
Gdy poznawałem ludzi związanych z polskim winem, w 2008 roku spotkałem Wiktora Szpaka. Jeździłem na Podkarpacie głównie ze względu na moją żonę i jej mamę, która tam się wyprowadziła. Zacząłem poznawać tych ludzi coraz więcej i tak to się zadzierzgnęło… Z niektórymi miałem relacje koleżeńskie, a z niektórymi można powiedzieć, że nawet przyjacielskie. Wystarczy wspomnieć, że moje wesele było w Winnicy Jasiel. To najlepszy dowód na to, że polskie winnice mnie zauroczyły.
EnoPortal: A potem to okazało się istotne również zawodowo?
TK: Zdecydowanie. Dziś nie da się żyć w Polsce, pracować w moim zawodzie i nie interesować się polskim winem - nie mieć go w karcie, czy na półce sklepu.
EnoPortal: To, że polskie winiarstwo rozwija się w bardzo szybkim tempie, a produkowane u nas wina są coraz lepsze to fakt, a o fakcie nie mamy co dyskutować. Zapytam o to jaka jest Twoja ocena kierunków tego rozwoju. Czy są one zgodne z Twoimi oczekiwaniami/przewidywaniami czy może są dla Ciebie zaskakujące?
TK: Nie wyobrażałem sobie, że to tak szybko pójdzie. Amplituda możliwych wrażeń pozostaje bardzo szeroka, bo ciągle jeszcze są ludzie, którzy są na początku, lecz jest też cała rzesza producentów, którzy mają już spore doświadczenie, umiejętności i wiedzę. Jesteśmy dużo dalej niż myślałem, że na tą chwilę będziemy. Oczywiście nie wszystkie kierunki, których bym sobie życzył są realizowane. Niektórych kierunków nadal nie rozumiem, np. próbowanie robienia shiraza z ronda, albo malbecka z regenta. Idąc tropem ostatniego Grand Prix Konkursu Polskich Win w Jaśle, o tytuł walczyły dwa wina (Zagardle i Zawadka) będące kupażami hybryd, zrobione dokładnie tak jak powinno być – lekkie, klaretowe, piękne. Takie wina dają nadzieję, że nabieramy prawidłowego podejścia do uprawianych w Polsce odmian i produkowanych win. Widnokrąg, który miałem nadzieję zobaczyć powoli się uzupełnia.
EnoPortal: Częścią Twojej pracy z polskim winem jest serwowanie go konsumentom. Jak w ciągu ostatnich lat zmieniło się postrzeganie przez nich naszych rodzimych etykiet? Czy zainteresowanie nimi rośnie? Czy mniej się ich boimy?
TK: To jest bardzo dobre zestawienie słów. To, że zainteresowanie rośnie to wszyscy widzimy. Widzą to i producenci i sprzedawcy. Pamiętam jak wprowadzałem pierwsze wina do kart grupy restauracyjnej Food Zone, firmowanej przez Magdę Gesler. To była Winnica Adoria, lata 2009 - 2010. To było trudne. Było marudzenie, że może nie, pytania co to jest… Natomiast to jak szybko te wina zaczęły się sprzedawać to był absolutny fenomen. Problemem nie było już czy to wino sprzedawać, lecz skąd je brać. Zainteresowanie zdecydowanie przewyższało wielkość produkcji.
To, że zainteresowanie rośnie to oczywiste. Pamiętam jak w czasie pandemii były onliny – więcej zrobiłem ich o polskim winie niż o innych winach. Gdy podawałem propozycje tematów i pojawiało się wśród nich wino polskie, zawsze wygrywało.
Najważniejsze jest to, o co zapytałaś: zmniejsza się strach, a rośnie zaufanie. Spora część konsumentów jest zaciekawiona, nie do końca przekonana, lecz to Ci którzy nie mieli z polskim winem kontaktu. Natomiast Ci, którzy już ten kontakt mieli bardzo szybko nabierają zaufania. Nie jest to dla nich tylko coś fajnego – dziwnego do spróbowania, lecz dobre wino, które chcą sobie kupić po raz kolejny i następny.
To że rośnie zainteresowanie to jest oczywiste, lecz rośnie też zaufanie. To jest bardzo ważne.
EnoPortal: Jak Twoi koledzy sommelierzy postrzegają polskie wino? Czy nadal nieco się go obawiają jako produktu trudnego sprzedażowo, czy może coraz częściej się do niego szczerze przekonują?
TK: Patrząc dziś na moich kolegów, szczególnie tych ze Stowarzyszenia to chyba nie znam takiego, który nie chciałby mieć u siebie fajnego, polskiego wina. Większość już ma. Co więcej zaczynają być wybredni; znają producentów, wiedzą jakie stylistyki, czy filozofie ich najbardziej interesują. To jest bardzo fajne, że w polskim winie można już sobie tak wybierać. Kto chce wina bardziej naturalne to sięga po naturalne, kto chce mieć wina, nazwijmy je bardziej komercyjne, to sięga po bardziej komercyjne.
Tu nie sposób nie wspomnieć o Konkursie Polskich Win w Jaśle, który przez te kilka edycji, które się do tej pory odbyły pozwala mi przekonywać naszych członków do polskiego wina. Staram się rotować składem Jury tak, żebyśmy zawsze mieli sześciu „mocnych”, sędziów doświadczonych w temacie polskich etykiet i dodatkowo osoby, które wiemy, że potrafią świetnie degustować i oceniać wina, lecz nie mają jeszcze takiego obeznania w winie polskim. Te kilkadziesiąt osób, które przewinęło się przez Jury Konkursu w Jaśle i innych konkursów, w których nasi członkowie zasiadają to mocna grupa lokalnych liderów, którzy zarażają następnych. Zainteresowanie polskim winem zdecydowanie rośnie.
EnoPortal: Czyli zbliżamy się powoli do tego, że polskie wina to ważna i nie wymagająca żadnych przywilejów w traktowaniu, grupa win o określonym pochodzeniu, spokojnie stawiana na półkach sklepów specjalistycznych i stołach restauracyjnych obok win z innych części Europy i świata?
TK: Tak. Trzeba też pamiętać, że jako kraj młody winiarsko, w którym pojawia się coraz więcej producentów, część z nich jeszcze nie jest widoczna, a lada moment wejdzie na rynek posiadamy mocny faktor ciągłej nowości. Inne kraje są dużo mocniej ukształtowane. Nowości też się tam pojawiają, ale u nas są praktycznie wyłącznie nowości. Dodatkowy atut to, to że to wszystko jest nasze. Że można zobaczyć miejsce produkcji, spotkać się z producentem… To dodatkowo pomaga.
EnoPortal: Ceny polskiego wina są przedmiotem wielu dyskusji. Znając realia produkcyjne naszego winiarstwa wiemy, że z wielu względów porównywanie polskich etykiet do win produkowanych w krajach rozwiniętych winiarsko nie jest proste, czy wręcz jest nieuzasadnione. Jak konsumenci odbierają ceny naszych win? Co przekonuje ich do zakupu?
TK: Generalnie konsumenci zauważają, że polskie wina są drogie, lecz na szczęście większość tych najdroższych w degustacji potwierdza swoją wysoką jakość. Dzięki temu łatwiej jest zaakceptować ich cenę. Oczekiwanie, że polskie wina tylko dlatego, że są z Polski, będą tańsze od porównywalnych win zagranicznych jest troszkę niesprawiedliwe. Koszty produkcji polskiego wina są takie jakie są. Winnice zagraniczne mają inne areały, inne nakłady inwestycyjne, inne wydajności z hektara, inne generalnie problemy uprawowe i produkcyjne… Oczywiście są kraje, w których średnia cena wina jest niższa niż w Polsce, lecz polskich win w nazwijmy to niższych przedziałach cenowych też można poszukać i to nie tylko na półkach sklepów specjalistycznych, ale coraz częściej w dużych sieciach handlowych. Można też pojechać do producenta i wtedy dobre polskie wino okazuję się wcale nie być droższe od dobrych win zagranicznych.
EnoPortal: Jesteś współtwórcą Konkursu Polskich Win, przewodniczącym Jury. W tym roku odbędzie się jego IX edycja. Wina są w nim oceniane przez członków Stowarzyszenia Sommelierów Polskich – osoby na co dzień pracujące z konsumentami. Producenci zgłaszający swoje etykiety do tego Konkursu cenią go za to, że zdobyte medale są potwierdzeniem tego, że ich wina mogą być z powodzeniem serwowane nawet bardziej wymagającym konsumentom. Czy po blisko dziesięciu latach funkcjonowania Konkursu stał się on rozpoznawalnym gwarantem jakości? Czy wyróżnione etykiety są traktowane jako sprzedażowe „pewniaki” w restauracjach i sklepach specjalistycznych?
TK: Tak, celem Konkursu od początku była rzetelna, krytyczna ocena wina, która daje gwarancję, że przyznawane wyróżnienia są potwierdzeniem jakości. Gwarantem tego jest między innymi rotowanie składem Jury, o którym już wspomniałem. Takie osoby jak Piotr Kamecki, Andrzej Strzelczyk, Piotrek Pietras, Paweł Demianiuk i inni topowi sommelierzy są gwarancją, że ocena będzie prawidłowa i obiektywna. To są ludzie, którzy zasiadają w konkursach nie tylko w Polsce, lecz na całym świecie.
Niezwykle ważne jest to, że ci producenci, którzy przysyłają wina na Konkurs utrzymują jakość win – nie ma rozbieżności między tym co oceniamy, a tym co potem spotykamy na sklepowych półkach. Oczywiście tak jak na całym świecie zdarzają się wpadki, bo są nieuniknione, lecz zdarzają się bardzo rzadko.
EnoPortal: Zarówno zawodowo jak i dla przyjemności sporo podróżujesz po wielu winnicach w różnych częściach Europy i świata. Bywasz również w winnicach polskich. Jak postrzegasz nasz potencjał enoturystyczny?
TK: Tu koniecznie trzeba wspomnieć szczęście w nieszczęściu czyli pandemię. Ostatnie dwa lata bardzo dużo zmieniły. Gdybyś zapytała mnie o to samo przed pandemią to powiedziałbym, że jest katastrofa. Poza kilkoma wyjątkami i pojedynczymi inicjatywami regionalnymi było raczej słabo. To co wymusiła pandemia: brak zbytu w HoReCa i to, że ludzie zaczęli niemal masowo pojawiać się w winnicach, podziałało niesamowicie. Szybko się uczymy i przystosowujemy. Nasz naród jest bardzo sprawny w kombinowaniu – tu mam namyśli kombinowanie w sensie pozytywnym.
Na dzień dzisiejszy nie jest źle. Powiedziałbym nawet, że jest dobrze, a w niektórych miejscach bardzo dobrze. Na poziomie regionalnym wiodące jest Lubuskie, w innych regionach też coraz więcej się dzieje, ale chciałoby się więcej. I to jest pstryczek nie tyle do samych winiarzy co do lokalnych władz, które nie zawsze doceniają potencjał tego co u siebie mają. Producenci, w większości dobrze i bardzo dobrze stają na wysokości zadania. Bardzo otworzyli się na gości.
EnoPortal: Coraz większą popularnością cieszą się wina niskoingerencyjne. W Polsce spora część winnic produkuje swoje wina w sposób względnie bliski naturze, bez drastycznego ingerowania w przebieg winifikacji. Czy próbując polskich win dostrzegasz ich „prawdziwość” i charakterność? Czy uważasz, że jest to ich atut?
TK: Generalnie mówiąc o wszystkich winach, nie tylko o polskich, naturalność i prawdziwość win to bardzo fajna rzecz, pod warunkiem, że te wina są dobre. Nie wiem czy już jesteśmy na takim etapie, żeby iść tym torem. Oczywiście możemy, bo patrząc na Słowację, Czechy, Słowenię i parę innych krajów możemy próbować już teraz się w tym specjalizować. Dla mnie prawdziwość wina to nie jest zespół elementów technicznych winifikacji, takich jak dzikie drożdże. Dla mnie wino jest prawdziwe, kiedy oddaje to z czego, przez kogo i jak zostało zrobione. Jeżeli tych elementów nie da się odnaleźć w winie to to jest strata czasu. Niezależnie czy wino jest organiczne, biodynamiczne, konwencjonalne czy jeszcze inne, gdy nie jest warte uwagi to po prostu nie jest warte uwagi.
Dodatkowo trzeba pamiętać, że dla większości polskich konsumentów organiczność, czy naturalność win nie jest walorem, który uzasadnia wady win. Oczywiście zawsze są nisze w niszy i znajdą się sympatycy dla każdego wina i to jest bardzo fajne, ale w Polsce oni pozostają jednak w mniejszości. Nie prawdziwość, lecz bardziej poprawność win jest poszukiwana przez konsumentów.
EnoPortal: W poprzednim pytaniu chodziło mi o wina „prawdziwe” w takim rozumieniu jak Twoje, czyli oddające charakter twórcy oraz potencjał owoców i miejsca. Czy polskie wina są prawdziwe w tym rozumieniu?
TK: Tak. Zdecydowana większość taka właśnie jest. Tu istotna jest rola nas – sprzedających i serwujących wino konsumentom. Nasze opinie są ważne dla innych, mniej doświadczonych. Ciąży na nas duża odpowiedzialność, żeby wrażeń których my szukamy nie narzucać innym na siłę, a jedynie pokazywać różnorodność. Gdy ktoś kto znajdzie swoją niszę i nie chce z niej wychodzić nie ma w tym nic złego. Gorzej gdy zaczyna bezpodstawnie krytykować to co jest poza jego niszą, albo pogardliwie wypowiadać się o innych kierunkach. Ktoś kto to widzi i czyta, a nie ma wiedzy umożliwiające weryfikację faktów, może uwierzyć w coś co nie jest prawdą.
EnoPortal: Większą przyjemnością od degustacji wina jest tylko degustacja wina w połączeniu z dobrym jedzeniem. O dobrym towarzystwie nie wspominam, bo jest oczywiste. Jak polskie wina odnajdują się w połączeniach kulinarnych? Jakie są ich mocne strony?
TK: Mamy bardzo dużo mocnych stron. Fajne jest to, że nawet w tak młodym wieku polskiego winiarstwa „nowożytnego” pasuje do tej szkoły, którą również my jako sommelierzy często się posługujemy, czyli etniczności. Jeśli jakaś potrawa jest przypisana do danego regionu to wina z tego regionu są do niej dopasowywane. W Polsce w winach białych pod tym względem jest super. W winach musujących też jest super, ale to wiadomo… Do win różowych nasi producenci są mocno namawiani, a ja się cieszę, że nie tak do końca w to wierzą, bo nawet za dobre wino różowe nikt nie będzie chciał zapłacić tyle co za dobre wino czerwone czy białe. Jeśli chodzi o wina słodkie i likierowe, to jest z nimi tak jak na całym świecie – pasują do deserów, bo nasze desery nie różnią się niczym od deserów w innych częściach świata. Największy problem jest z winami czerwonymi. Nasze potrawy mięsne, poza może gulaszami i bitkami są raczej lekkie. Befsztyki i steki to nie jest nasza kuchnia. Często się na nie kusimy, lecz to nie myśmy to wymyślili. Nasza kuchnia jest kuchnią północy. Jest kuchnią mocno przetworzoną, mocno kwaśną, mocno słoną, dosyć tłustą. No i szkoda, że polscy producenci próbują robić wina czerwone, które do naszej kuchni w ogóle nie pasują. Na szczęście to się powoli zmienia. Lżejsze, klaretowe historie są zdecydowanie lepsze. U nas się je kaczki, gęsi, dużo wieprzowiny, dużo drobiu. Dziczyzny i wołowiny mniej. Oczywiście są też potrzebne wina, które mają trochę więcej bogactwa i siły, żeby dopasować się do różnych gulaszowych historii. Mimo wszystko to nadal jest kuchnia słona i tłusta, więc potrzebujemy win lekko chrupkich, lekko szorstkich i dosyć żwawych. Słoność poleruje taninę, lecz żeby to wszystko dźwigać potrzebujemy kwasowości. Mamy dużo świetnych pinotów. To bardzo dobrze, oby jeszcze więcej. Ja jednak szczególnie cieszę się z tego, że coraz więcej rond i regentów jest przeźroczystych i lżejszych. W tą stronę powinniśmy iść kierując się naszą kuchnią.
EnoPortal: Jak już wspomniałeś jednym z kryteriów łączenia wina z potrawami jest uwarunkowanie geograficzne. Łączenie lokalnych win i regionalnych produktów, czy potraw jest specjalnością wielu zakątków Europy i świata. Absolutnie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby takie połączenia zaczęły funkcjonować również w naszym kraju. Ja staram się je pokazywać i promować przy każdej możliwej okazji – degustujący z wielką ciekawością ich próbują i znakomitej większości dobrze je oceniają. Jak myślisz, ile potrzebujemy czasu, żeby stworzyć rodzime, lokalne tradycje kulinarno-winiarskie? Co temu sprzyja, a co jest wyzwaniem w tym temacie?
TK: Tutaj piłka jest po stronie regionów. Specyfika ostatnich kilkudziesięciu lat XX wieku zrobiła z naszej kuchni kuchnię polską, lecz nie kuchnię regionalną. Oczywiście wiemy, że mamy potrawy regionalne. Coraz więcej się o tym mówi, bo jest to trend ogólnoświatowy i polscy kucharze też w tym kierunku idą, lecz porównując naszą regionalność kuchni do innych regionalności, choćby włoskiej którą tak lubimy, mamy sporą różnicę. Jedziesz do Werony i wiesz co cię czeka, jedziesz do Rzymu i wiesz co cię czeka, jedziesz na Sycylię i jeszcze lepiej wiesz co cię czeka. Zobacz ile jest u nas restauracji serwujących kuchnię jakiegoś regionu Polski? Nawet lokalnie, a już nie wspominając o innych częściach kraju. Np. ile w Warszawie jest restauracji śląskich, albo wielkopolskich? I odwrotnie?
Myślę, że to się stanie. Polscy winiarze będą zwracać uwagę i tworzyć wina do polskich kuchni regionalnych, lecz po drugiej stronie regiony muszą mocniej i szerzej swoją kuchnię prezentować i promować. Dbać o nią i kultywować tradycje. Aktualnie skala świadomości kuchni regionalnych jeszcze nie prowokuje winiarzy do zwracania na nie uwagi.
EnoPortal: Obok win musujących i różowych w Polsce bardzo dobrze udają się lekkie wina czerwone o nieco wyższej kwasowości i mocno owocowym charakterze. Ja bardzo lubię takie wina. Są oryginalne, interesujące i dają wiele możliwości ciekawych połączeń kulinarnych. Niestety polscy konsumenci wydają się ciągle być bardziej przywiązani do czerwieni w cięższych wydaniach. Jak ich zachęcić, przekonać do polskich czerwieni?
TK: Do lekkich czerwieni konsumenta nie jest łatwo przekonać. Wystarczy spojrzeć na historię pinota, sangiovese, czy nebiolo. To są specyficzne odmiany. Oczywiście we Włoszech pije się ich bardzo dużo, lecz wszędzie indziej są one mniej popularne. Są raczej dla klientów do nich przyzwyczajonych. Badania polskich konsumentów pokazują, że idealne czerwone wino powinno mieć czarny kolor i zero taniny. U nas najlepszym sposobem na uatrakcyjnienie win czerwonych, na dodanie im trochę bogactwa i koloru jest podsuszanie winogron. Nie mówię tu o tym, żeby je suszyć trzy miesiące jak Amarone, bo to nie o to chodzi, lecz o lekkie dosuszenie winogron. Możemy robić wina jak Ripasso, na podobnym poziomie, ciężaru, koloru i siły. To nie jest łatwa droga. Mogą się zdarzyć pomyłki, ale pewnej pod krośnieńskiej winnicy bardzo kibicuję. Tej drugiej, dolnośląskiej, która to robi, również.
EnoPortal: Na koniec dajmy się ponieść wyobraźni; jak Twoim zdaniem będzie wyglądać winiarska Polska za 5, a jak za 10 lat?
TK: Jeżeli wszystko wróci do normy i zaczniemy żyć normalnym życie, które znaliśmy jeszcze nie dawno, będzie tylko lepiej. Za pięć lat będziemy nie daleko dalej, lecz dalej. Myślę, że jeśli chodzi o sam areał upraw to jeszcze nie będzie aż takiego wybuchu. Oczywiście procentowo zmiana będzie duża, bo teraz jest malutko, więc każde 5 ha robi robotę – 1%. Natomiast, za pięć lat będziemy mądrzejsi, będziemy robili wino jeszcze lepiej, jeszcze bardziej świadomie i polskie wino jako twór będzie coraz bardziej wiarygodne, dla każdego. Dzięki staraniom wszystkich; tych którzy produkują i tych którzy sprzedają. A za 10 lat, jeśli klimatolodzy się nie mylą… polskie wino będzie stawać się produktem coraz bardziej komercyjnym i wiarygodnym. Za 10 – 20 lat pewnie nie będziemy potęgą winiarską, ale areałem będziemy stawać się poważnym krajem winiarskim. Wcale bym się nie zdziwił, gdybyśmy przez dziesięć lat podwoili, a może nawet bardziej zwielokrotnili dzisiejszy areał upraw. Już teraz wiemy, że będą się pojawiały i pojawiają się nowe winnice kilkunastu hektarowe, ale między piątym, a dziesiątym rokiem od teraz będzie jeszcze większy wybuch. Pojawią się naprawdę poważne projekty, gdzie z innego biznesu przyjdą pieniądze i postawią od razu na duże przedsięwzięcia. To już zaczyna się dziać i to zrobi wielką różnicę. Mali producenci będą wykonywać swoją mrówczą pracę powoli powiększając swoje areały, lecz poważnych projektów z bezpiecznym zapleczem finansowym, za 10 lat będzie bardzo dużo.
Pijemy coraz więcej wina, lecz to jest cały czas mało. Będziemy pić jeszcze więcej. 20 lat temu, kiedy zaczynałem statystyki mówiły o 2 litrach rocznie na osobę. Dziś jest już o wiele lepiej, a za 10 lat jeśli podwyższymy konsumpcję tylko przynajmniej o połowę to dojdziemy już do naprawdę poważnych cyfr. Takie cyfry będą budziły zainteresowanie większego biznesu.
EnoPortal: Z punktu widzenia konsumenta to dobra prognoza. Myślę, że tego właśnie możemy sobie życzyć.
TK: Ja bym sobie jeszcze życzył, żeby regiony stały się regionami takimi jakimi powinny być regiony winiarskie. Z odpowiednią strukturą, współpracą i charakterystyką. Żebyśmy już nie mówili tylko o polskim winie, lecz o winach z polskich regionów winiarskich.
Foto: archiwum T. Koleckiego.